43 znikniętych, czyli kazus Ayotzinapa
Mianem „znikniętych” czyli po hiszpańsku „desaparecidos” określa się osoby, które zaginęły będąc ofiarami prześladowań politycznych. Najczęściej, pod tym pojęciem rozumie się zaginionych przeciwników rządów wojskowych w Chile i Argentynie w drugiej połowie XX wieku, ale zjawisko znikania ludzi bez śladu cały świat. Nadal w wielu krajach terror to podstawowa metoda sprawowania władzy. Często rządzący nie bardzo się tym chwalą, ale tak jest. Również Polacy w swojej nieodległej historii doświadczyli takich metod. Tak było np. w czasach, kiedy na terenie Polski miało miejsce intensywne utrwalanie władzy ludowej.
43 zniknietych
Ayotzinapa to niewielka miejscowość w stanie Guerrero położonym na południe od Miasta Meksyk. Mieści się tam jedna z wielu szkół przygotowujących nauczycieli do pracy z dziećmi na terenach wiejskich. Bycie rolnikiem w Meksyku, mówiąc oględnie, to nie jest życie łatwe i przyjemne. Niewielkie gospodarstwa są wstanie wyprodukować jedynie tyle żywności by wyżywić swoich właścicieli i najczęściej nie ma mowy o bogaceniu się na sprzedaży produktów rolnych, o dopłatach bezpośrednich nie wspominając.
Szkoła w Ayotzinapa ma to do siebie, że studiują w niej są osoby pochodzące z ubogich rodzin, takie, które protesty i walkę o sprawiedliwość społeczną mają we krwi. Regularnie organizują strajki i protesty walcząc o swoje prawa i większe pieniądze dla siebie i ludzi ze środowisk, z których się wywodzą. 26 września 2014 roku grupa studentów postanowiła „pożyczyć” kilka autobusów w pobliskim mieście Iguala, po to by wybrać się do stolicy by tam uczestniczyć w planowanych antyrządowych demonstracjach. Takie „wypożyczenia” miały miejsce już wcześniej i z reguły autobusy były zwracane właścicielom. Tym razem spotkało się to z wyjątkowo brutalną reakcją władz lokalnych, które używając sił policji de facto porwały protestujących. Sześć osób zginęło, a 43 młodych mężczyzn wieku od 19 do 21 lat zaginęło i nigdy nie zostało odnalezionych.
Obecnie uznaje się, że lokalna policja przekazała aresztowanych lokalnej organizacji mafijnej, powiązanej z produkcją i handlem narkotykami, która dokonała ich fizycznej likwidacji.
Trzy miesiące później
Podczas naszego pobytu w Meksyku, temat był jeszcze bardzo żywy w mediach. Donosiły one np. o odnalezieniu niezidentyfikowanych spalonych zwłok na wysypisku śmieci, które rzekomo miały być szczątkami porwanych studentów. Nie pamiętam też, czy już wtedy oskarżono burmistrza miasta Igauala, jego żonę i szefa lokalnej policji o tzw. sprawstwo kierownicze, czy stało się to dopiero później.
Będąc w Oaxace, na głównym placu miejskim Zócalo trafiliśmy na permanentną manifestację polityczną – coś w rodzaju miasteczka namiotowego. Jest ono chyba stałym element krajobrazu, bo nawet wspomniane było w przewodniku. Tematów do protestu nigdy nie brakowało. Te zawsze podnoszone, to uwolnienie więźniów politycznych i unieważnienie sfałszowanych wyborów. W styczniu 2015 roku jednym z głównych postulatów protestujących była kwestia konieczności odnalezienia studentów z Ayotzinapy i ukarania winnych.
Dzisiaj, w momencie przygotowywania tego wpisu, wiadomo niewiele więcej. Temat jest opisywany w mediach hiszpańskojęzycznych jako caso Ayotiznapa, a w angielskojęzycznych jako Iguala mass kidnapping. Wbrew rozsądkowi, rodziny zaginionych cały czas mają nadzieję, że ich najbliżsi się odnajdą. Inni, nie wierząc w odnalezienie studentów żywych, domagają się sprawiedliwości i ukarania winnych. Zorganizowane zostały delegacje zarówno do Kongresu Amerykańskiego jak i Parlamentu Europejskiego. W rocznicę wydarzenia w Mieście Meksyk odbyła się wielotysięczna manifestacja, która od prezydenta domagała się bardziej zdecydowanych działań.