Pogrzeb sardynki (03.2014)
Coś się kończy, coś się zaczyna
Środa Popielcowa. Zaczyna się Wielki Post i, zdawać by się mogło, kończy karnawał. Ale nie na Lanzarote. Tutaj dopiero rozpoczyna się koniec karnawału. Arrecife nie posypuje głowy popiołem, tylko grzebie sardynkę. Inne miasta na wyspie dopiero w kolejnych dniach mają podążyć za przykładem stolicy.
Tak to właśnie było
Barwny, roztańczony i rozhukany kondukt przechodzi ulicami miasta na plażę. Jest trochę szkół tańca, jak w Rio, choć więcej takich normalnych szkół, od podstawówek po licea. Każda grupa przebrana według jednolitego pomysłu. A to grecka falanga, a to Indianie, a to niebieskie humanoidalne postaci z Avatara. Policjanci, krasnoludki, postaci z Krainy Oz. Dzieci w wózkach też poprzebierane. Dość częste są przebieranki mężczyzn za kobiety i odwrotnie, ale nie jest to obowiązkowa konwencja. W trakcie pochodu do poszczególnych grup dołączają tanecznym krokiem znajomi.
Na końcu suną platformy-karawany z sardynkami. Żałobne wieńce, mistrz ceremonii w czarnym fraku. Chyba wcześniej rozstrzygnięto konkurs, bo odpowiednio opisani są zdobywcy pierwszych trzech miejsc. Zapada zmierzch. Robi się coraz bardziej chaotycznie. Jedni dołączają do konduktu, inni go opuszczają. Teraz przebierańcy są wśród nas. Finał na plaży i do autokarów.
Czas na wnioski
Tego roku tak naprawdę nie odczułem, że zaczął się post. Nic dziwnego, z taką fiestą zamiast kadzideł i żałobnych pieśni. Taka kanaryjska tradycja.
Zdjęcia pozwalają oczywiście zatrzymać chwilę, ale tylko film jest w stanie przydać konduktowi żałobników należytej płynności.