Atchafalaya
Kolejny dzień podróży po południowych stanach USA. Naszym najbliższym celem jest Nowy Orlean, ale póki co zatrzymujemy się, by popłynąć łodzią na wycieczkę po rozlewiskach rzeki Atchafalaya.
Luizjana jest znana ze swoich bagien, na których grasują krokodyle i wśród których mieszkają czarownice Voo-doo. Jest to oczywiście duże uproszczenie, ale nie da się ukryć, że jest tu dość mokro. Teren jest tak ukształtowany, że jest dość nisko i płasko już w bardzo dużej odległości od Zatoki Meksykańskiej. Sprzyja to powolnemu i szerokiemu płynięciu rzek.
Mississipi, która jest najdłuższą rzeką Ameryki Pn i czwartą najdłuższą rzeką świata Największa (po Nilu, Amazonce i Jangcy) ma swoje ujście do Zatoki Meksykańskiej właśnie na terenie tego stanu. Rzeka te zbiera wody z około połowy terenu USA. Granicami jej dorzecza są Góry Skaliste na zachodzie i Apallachy na wschodzie. Jakieś trzysta kilkadziesiąt kilometrów przed ujściem do morza od Mississippi odłącza się Atchafalaya, która do Zatoki Meksykańskiej wpada około dwustu kilometrów na zachód od delty Mississippi.
Atchafalaya płynąc w kotlinie (ang. basin) tworzy rozlegle rozlewiska, które częściowo mają formę bagien, ale też zalanych lasów otwartej wody. Niestety, człowiek gospodaruje tu aktywnie od około dwustu lat, więc ani lasy nie wyglądają tak jak kiedyś, ani też rzeki nie mają tej samej swobody co dawniej. Od czasu do czasu, natura upomni się o swoje, tak jak to miało miejsce podczas przejścia huraganu Katrina w sierpniu 2005 r. kiedy to zerwane były wały regulujące Mississippi i zalane zostało około 80% obszaru Nowego Orleanu. Zginęło wtedy ok 2 tys. osób.
Turysta będąc w okolicy jest zapraszany do jej poznania z pokładu łodzi. Z zaproszenia skorzystaliśmy…
Podstawową atrakcją wycieczki jest pływanie wśród takich drzew i obserwowanie zamieszkujących je ptaków.
Niestety nie pamiętam jak się nazywa ten gatunek drzew. Pamiętam tylko informację, że ich drewno jest niezwykle trwałe. Dlatego przez długie lata było masowo karczowane na potrzeby produkcji mebli i budowy domów. Teraz są one pod ochroną, ale co się stało, to się nie odstanie.
Woda wodą, ale jeździć samochodami trzeba, tu jest Ameryka. Zalany teren przecina międzystanowa autostrada I10.
Nasze pływanie miało swój cel. Było nim spotkanie z aligatorem amerykańskim (łac. Alligator mississippiensis). To ten sam gatunek co na Florydzie, ale zdecydowanie inny niż spotykany w Nilu.
Aligator dziko żyjący, ale ewidentnie przyzwyczajony do regularnych odwiedzin. Jego gratyfikacją za zaprezentowanie się oglądającym było kilka piersi kurczaka, które skonsumował na miejscu z widocznym apetytem.
Po spotkaniu z aligatorem, wróciliśmy do portu. Po drodze minęła nas jeszcze łódka z turystami, która była zdecydowanie szybsza niż nasza. My płynąc wolniej mieliśmy dodatkową okazję, żeby dłużej popodziwiać wiecznie zalane drzewa.