Eger – gdzie pija się byczą krew (08.2013)
Kto pierwszy raz słyszy nazwę Eger, niech podniesie rękę do góry? Nie widzę. Wszyscy kojarzymy, że jest to miasto na Węgrzech, w regionie którego produkuje się wino Egri bikavér czyli „egerską byczą krew” – jedno z bardziej popularnych w Polsce win węgierskich. Bikavér jest winem wytrawnym i ma dość cierpki smak. Jeśli komuś to nie odpowiada, to proponujemy wycieczkę do pobliskiego Tokaju, do którego stąd jest jakieś 70km.
Ci, którzy chętnie piją bikavera może wiedzą, że jego nazwa wg legendy pochodzi z czasów, kiedy to wojska tureckie po pięciu miesiącach prób zdobywania miasta musiały odstąpić od oblężenia. Zraniona duma kazała im tłumaczyć sobie dzielność obrońców tym, że pili oni właśnie nie co innego tylko byczą krew.
Niezależnie od winnych preferencji warto jest spróbować lodów o smaku bikavera – nie są aż tak wytrawne, polecamy.
Eger
To średniej wielkości (1.8-2mmaz) miasto w północnej części Węgier jest centrum winnej okolicy, ale oferuje też inne atrakcje. Historyczne centrum miasta jest ładnie odrestaurowane (dominuje barok) i zdecydowanie warte spaceru. Oprócz tego znajdziemy tu zamek, neoklasycystyczną bazylikę i piękny barokowy kościół.
W latach 1596-1687 Eger było pod okupacją turecką. Z tamtych czasów pozostał minaret, który uznawany jest za najbardziej na północ wysunięty zabytek pochodzący z okresu podboju Europy przez Imperium Osmańskie.
Przejazd przez Węgry
Pobyt w Egerze był krótkim przystankiem po drodze do Macedonii. Rozbiliśmy się na kempingu Tulipan na obrzeżach miasta. Kasa kempingu nie przyjmowała kart płatniczych co zapewniło nam spacer do centrum w poszukiwaniu bankomatu. Na szczęście nie było to problemem, bo i tak taki spacer mieliśmy w planie. Tulipan znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie Doliny Pięknej Panny więc i do kąpieliska i do piwniczek z winami jest stamtąd bardzo blisko. Przed nami droga była daleka więc ruszyliśmy następnego dnia rano, nie korzystając z tych atrakcji.
Przez Węgry chcieliśmy przejechać korzystając z dróg lokalnych. Nie udało się to, bo te drogi, na które trafiliśmy, były w tak fatalnym stanie, że jazda nimi z prędkością większą niż 15-20km/h nie była możliwa. Były to jakby wyboje, ale dla gigantycznych traktorów – czegoś takiego się na prawdę nie spodziewaliśmy.