Fort Worth, TX – where the West begins (11.2008)
Tytułem wstępu
Fort Worth to miasto wielkości Krakowa czy Łodzi, tylko mniej zwarte, bo w Ameryce jest dużo więcej miejsca niż w Europie. W Polsce zajmowałoby pod względem ludności drugie lub trzecie miejsce. Zdaniem Wikipedii (a piszę te słowa na początku 2013 r.) w USA zajmuje szesnaste, a w Teksasie piąte miejsce. Jest mniej znaną składową obszaru metropolitalnego Dallas-Fort Worth (Dallas to tam gdzie zastrzelono JFK i gdzie działa się akcja serialu „Dallas”).
Fort Worth celebruje swoją przeszłość miasta poganiaczy bydła – tutejsza starówka (ang. historical district) to okolice dawnej giełdy, trzeba chyba powiedzieć, bydlęcej. Motto miasta (czyli odpowiednik naszego „zakochaj się w Warszawie”) to „Where the West begins„, co ma oznaczać, że jest ono bramą do obszaru kulturowego amerykańskiego Zachodu (a swojego czasu Dzikiego Zachodu). Geograficznie jest raczej na południu niż na zachodzie, ale geograficznie to Polska jest w samym centrum Europy.
Współcześnie Fort Worth najbardziej jest chyba znane z dużej fabryki Lockheeda Martina, amerykańskiego giganta lotniczo-zbrojeniowego. Tam m.in. produkowane są drogie każdemu Polakowi myśliwce F-16.
Miasto jakim je poznałem
A tak to wyglądało w listopadzie 2008 r.:
Kultura i sztuka
Kultura jest kowbojska. Dobrym początkiem, żeby się o nią otrzeć jest np. słynny lokal Billy Bob’s. Można tam przegrać na automatach, potańczyć przy muzyce na żywo, wypić (jeśli ID wskazuje, że ukończyło się 21 lat – sprawdzają, nawet jeśli ukończyło się 30), a nawet obejrzeć coś w rodzaju rodeo. Grają oba rodzaje muzyki, tj. i country, i western. Z plakatów dowiadujemy się, że grali tam najwięksi. Zwłaszcza na parkiecie dobrze jest mieć strój kowbojski, ale nie jest on obowiązkowy.
Mają tu też kilka naprawdę bardzo przyzwoitych muzeów. Ja byłem w dwóch: Kimbell Art Museum i Amon Carter Museum. Kolekcje ogólnorozwojowe (impresjoniści, mistrzowie niderlandzcy, wszystkiego po trochu) całkiem, całkiem, choć oczywiście ustępują wiodącym muzeom europejskim czy ze Wschodniego Wybrzeża. Choć czyniąc porównania należy pamiętać, że amerykańskie muzea, w odróżnieniu od wiodących europejskich, pozyskiwały swoje najcenniejsze eksponaty w drodze zakupów, nie rabunku.
Siłą muzeów Fort Worth jest natomiast malarstwo amerykańskie XIX i pierwszej połowy XX wieku. Realistyczne panoramy z cyklu „jak zdobywano Dziki Zachód”, scenki rodzajowe typu „konie, Indianie, bar, strzelanina, mordobicie”, dydaktyczne w stylu „w domu i w zagrodzie”, trochę symbolizmu. W Europie się tego nie uświadczy. Gorąco polecam.
Teksas paradujący
11 listopada. U nas Święto Niepodległości. W Stanach Zjednoczonych Dzień Weterana. Dobra okazja do parady – weteranów, stowarzyszeń, szkół, stacji radiowych. Są Synowie Rewolucji Amerykańskiej, są Rycerze Kolumba, kobziarze, kobiety, młodzież, facety – jednym słowem kogo tam nie ma.