Frombork w braniewskim powiecie – tu odkrywano prawdę o wszechświecie (08.2016)
W pogodne dni Frombork naszym oczom jawił się już z Mierzei Wiślanej, jakeśmy bawili w Piaskach, zresztą w pochmurne też, bo szerokość Zalewu Wiślanego nie przekracza 10 km. Nie minął tydzień i ziściło się nasze marzenie, aby z bliska przyjrzeć się temu zacnemu, choć niewielkiemu grodowi.
Skąd ten Frombork?
Zaczęliśmy od wzgórza katedralnego, bo i tu wszystko się zaczęło. Pod koniec XIII w. biskup warmiński postanowił przenieść się do Fromborka wraz z kapitułą, zniechęcony spaleniem katedry w Braniewie podczas kolejnego powstania Prusów, z dużą rezerwą odnoszących się do dzieła ewangelizacyjnego (nie mylić z Prusakami, ci nastali tu dużo później).
Już sama nazwa Frombork jest zdecydowanie wyznaniowa, gdyż znaczy tyle co Gród Najświętszej Panienki (po niemiecku Frauenburg). Przez długi czas miasto było zresztą własnością najpierw biskupów, a potem kapituły warmińskiej, początkowo w ramach państwa krzyżackiego, a po II pokoju toruńskim – Korony Polskiej.
Skąd ten Kopernik?
Mikołaj Kopernik, jak wie każde dziecko, choć urodził się w Toruniu, we Fromborku żył i pracował od 1510 r. aż do śmierci w 1543 r., tu też napisał swoje opus magnum, czyli słynne De revolutionibus orbium coelestium. Nie wszyscy wiedzą, że jako kanonik kapituły warmińskiej, odprawiał modły przed trzecim ołtarzem po prawej (zaraz za filarem) – choć prezbiterem najprawdopodobniej nie był.
Ci, którzy to wiedzieli, po nitce do kłębka pod tym samym filarem odkryli jego grób – ostateczna identyfikacja doczesnych szczątków wielkiego astronoma miała miejsce w 2008 r. (specjalista z Komendy Głównej Policji sporządził nawet portret pamięciowy Kopernika – okazało się, że jednak nie był kobietą), a w 2010 r., po odbyciu małego tournée po Warmii, zafundowano mu ponowny pogrzeb. Dzisiaj na trumnę można popatrzeć przez szybkę w podłodze.
Co tam oglądać?
Na wzgórzu:
- oczywiście katedrę – poza Kopernikiem atrakcją są m.in. organy, a właściwie zespół organów, na którch wygrywać można za pomocą jednej konsolety – oprócz wielgachnych widocznych na chórze są jeszcze mniejsze, ukryte za głównym ołtarzem – polecam organizowane kilka razy dziennie prezentacje ich możliwości;
- wieżę Radziejowskiego – nie tylko mają tam wahadło Foulcauta i pokręcone instalacje Hasiora, ale też imponujący widok z góry (na dół, rzecz jasna, i to na wszystkie strony);
- muzeum diecezjalne, m.in. z miłą dla oka kolekcją starodruków i map. Wśród prezentowanych eksponatów rękopis De revolutionibus…, niestety tylko faksymile;
- zespół poszpitalny św. Ducha i kaplicę św. Anny, gdzie mieści się obecnie Muzeum Historii Medycyny.
A w dole jest jeszcze symaptyczne miasteczko (w średniowieczu oddzielne od osady okołokatedralnej na wzgórzu) z rynkiem, portem, a nawet morskim przejściem granicznym.
No nic, rozpisałem się trochę, a tu jeszcze zdjęcia. Czyli, jak mawiają Francuzi, clou (po polsku: gwóźdź).