Kair słoneczny acz mgłą zasnuty (03.2010)
Na liście największych miast świata Kair ze swoimi zaledwie 8 milionami ludności i 17 milionami w aglomeracji ustępuje wprawdzie takim przodownikom jak Tokio czy Meksyk, ale zupełnie spokojnie może się mienić największym miastem Afryki i Bliskiego Wschodu.
My odwiedzaliśmy go w 2010 r., tj. u schyłku poprzedniej epoki, kiedy Ukochanym Przywódcą Narodu był nieco słabujący już na zdrowiu prezydent Hosni Mubarak, a o Arabskiej Wiośnie nikt jeszcze nie słyszał. Demokracji może nie było, ale było bezpieczeństwo. Przed każdym hotelem stało uzbrojone po zęby wojsko, a mimo to Egipcjanie swoje umiłowanie wolności mogli swobodnie manifestować na ulicach. I nie mówię tu o demonstracjach, lecz o specyficznym stylu jazdy, gdzie nie obowiązują żadne zasady. Swoją drogą, już dawno nie widziałem tylu ład, dużych fiatów i zastaw.
Historię dumnego narodu objaśniały wielkie murale tudzież blaszane płaskorzeźby, wywodzące współczesne kierwnictwo i chwałę oręża w najnowszych (w większości przegranych zresztą) wojnach wprost od boskich faraonów, a jakość powietrza arabskiego megalopolis można ocenić po przejrzystości nieba w słoneczne dni.
Rzućmy okiem na widowiskowy, choć niezbyt starożytny, bo zbudowany w początkach XX w. tzw. pałac barona, obejrzyjmy Kair propagandowy, religijny, targowy i nocny.