A warto, jak się okazuje. Lublana jest miastem wielkości Gdyni (to nieco mniej niż Białystok, ale nieco więcej niż Częstochowa) i od początku lat 90. ubiegłego wieku stolicą niepodległej Słowenii.
Charakteryzuje się taką niespieszną i niezobowiązującą, środkowoeuropejską elegancją, z uroczą kompaktową starówką skupioną wokół urządzającej sobie akurat w tym miejscu pętelkę równie uroczej, choć w deszczowe dni nieco mętnej rzeczułki zwanej jakże adekwatnie Lublanicą. Odrobinę słowiańszczyzny, ale bez wschodniej ostentacji, sporo dziewiętnastowiecznego wdzięku byłej monarchii austrowęgierskiej, a nad wszystkim góruje zielone zamkowe wzgórze.
Ślady historii sięgają w Lublanie dużo głębiej niż XIX wieku. Ot, choćby taki zamek pochodzi z wieku XI, a jak się człowiek dobrze pokręci po mieście, znajdzie ślady rzymskiej osady Iulia Aemona, w której stacjonował XV legion, strzegący prowincji iliryjskich przed barbarzyńcami.
Lublańska starówka to przede wszystkim deptaki po obu stronach Lublanicy, mosty i kładki, w tym jeden potrójny – będący wizytówką miasta, wreszcie rogalowaty ciąg kamienic wokół wzgórza zamkowego z ratuszem i katedrą – wszysko w zasadzie w jednym miejscu.
Na wzgórze zamkowe obowiązkowo trzeba wejść (choć można też wjechać), nie tyle ze względu na sam zamek (w dużej mierze rekonstruowany), co na widoki.
Widokom splendoru dodaje malownicze położenie Lublany – w którą stronę nie spojrzeć, tam góry. Może nie jakieś strasznie wysokie, ale też nie zwykłe pagórki.
Proszę rzucić okiem na zegar słoneczny, a jeśli mają Państwo jeszcze trochę czasu, to zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć.
Ten wpis jest częścią opisu ekskursji: Słowenia 2017. Przeczytaj więcej o tej podróży.
Marek Szczerbak
Z zawodu ekonomista, z zamiłowania fotoamator. Niczym Jan z Czarnolasu, wiecznie rozdarty pomiędzy (czasem zajmującą, czasem jałową) krzątaniną na dworze a pragnieniem, aby zasiąść pod cienistą lipą, z piórem w jednej ręce, a pucharkiem zacnego miodu w drugiej i kontemplować opadające liście.
Zwolennik zasady, że aparat powinien mieścić się w kieszeni, tak aby chciało się go zabierać wszędzie tam, gdzie warto. Coraz bardziej przekonujący się do łączenia tekstu z obrazem jako formy wyrazu artystycznego.
Autor i niedzielny propagator hasła:
W podróżowaniu jeden jest cel: opisać wszystko w ekskursja.pl.