Miasta, miasteczka i wsie Syberii
Czego by nie mówił oficjalny podział administracyjny, Irkuck jest stolicą całej Syberii. Tu krzyżują się najważniejsze drogi lądowe, wodne i powietrzne regionu oraz te łączące okolicę z resztą świata. Jest to rozległe, ruchliwe miasto, gdzie jednak 20 lat temu wciąż można było zobaczyć całe kwartały drewnianych domów, lepiej lub gorzej opierających się zębowi czasu. W syberyjskim rozumieniu Irkuck leży nad Bajkałem, jednak w praktyce to „nad” to 70 kilometrów wzdłuż Angary do wsi Listwianka, która znajduje się bezpośrednio na brzegu jeziora.
W Irkucku byliśmy wielokrotnie podczas półtoramiesięcznej podróży, zwiedzając, bądź tylko przejazdem. Nocowaliśmy na przykład w namiotach przy przystani oraz w szkole przy cerkwi dzięki uprzejmości popa i naszemu podpieczętowanemu dokumentowi z Cerkwi warszawskiej. Najbardziej jednak utkwił mi w pamięci pierwszy pobyt. Tuż po dotarciu do Irucka Koleją Transsyberyjską udaliśmy się do polskiego kościoła, gdzie chcieliśmy uzyskać schronienie na dwa dni, zanim znajdziemy naszych towarzyszy, którzy przyjechali wcześniej i już powini byli odbyć swoją pierwszą wycieczkę po Sajanach. Okazało się, że w samym kościele nie możemy zanocować, ale poznaliśmy tam panią o polskich korzeniach, która zaprosiła nas, dwóch obcych młodych mężczyzn i kobietę, do swojego własnego mieszkania, gdzie mieszkała sama. Dała nam do dyspozycji pokój po dorosłym już synu i nas nakarmiła. Do dziś podziwiam jej odwagę, bo jedyne, co o nas wiedziała, to to, co sami jej powiedzieliśmy podczas krótkiego spotkania w kościele. Po kilku latach udało mi się zresztą częściowo jej odwdzięczyć i gościć u siebie, gdy przyjechała nawiązywać kontakty ze swoją polską rodziną – mała jest jednak moja zasługa, bo ja wiedziałam, kogo wpuszczam pod swój dach.
Obiektem, z którym się dokładniej zapoznaliśmy w Irkucku był Teatr Narodnoj Dramy. Niszczejący budynek na pewno nie był istotnym ośrodkiem kultury, ale my dzięki temu, że poznaliśmy aktorów wcześniej (o czym za chwilę), mogliśmy obejrzeć stroje i rekwizyty oraz dowiedzieliśmy się szczegółów o pracy zespołu. Nasz przewodnik Wadim opowiedział nam na przykład, że wykonują XIII-wieczne pieśni „bogotyrskie” (wojów) w kolczugach wzorowanych na średniowiecznych, aby uzyskać odpowiednie brzmienie głosów z obciążonych klatek piersiowych.
Wadima i resztę trupy poznaliśmy w skansenie w Talcy, wsi leżącej na około 50. kilometrze między Irkuckiem a Listwianką. Spędziliśmy tam cały dzień, oglądając kompleksy mieszkalne Ewenków, Buriatów i kozaków. Były tam zgromadzone między innymi domy, zagrody, szkoła, wieża bramna i cerkiewka, a wszystko malowniczo położone na wysokim brzegu Angary. Na użytek wycieczki Duńczyków goszczonych za stołami karczmy zespół teatralny Narodnoj Dramy odegrał kozackie wesele: od swatów przez przygotowania aż do odpowiednika oczepin. Częścią występu były pieśni i piosenki, więc gdy po zakończeniu imprezy spotkaliśmy aktorów znów w karczmie, zagadnęliśmy ich o nie i tak nawiązaliśmy znajomość i uzyskaliśmy zaproszenie do teatru.
W Listwiance zwiedziliśmy Muzeum Limnologiczne – jest to muzeum przy Instytucie Limnologicznym zajmującym się biologią, hydrologią i geologią Bajkału. Przy okazji: w Bajkale żyją nie tylko ryby, ale też foki, zwane nerpami. Obejrzeliśmy mnóstwo map i wykresów, a także materiał multimedialny owych czasów, czyli film z komentarzem. Jak na instytucję zajmującą się unikatem przyrodniczym, muzeum ma warunki lokalowe dość skromne: dwie sale. Kolejnym punktem wycieczki okazała się biblioteka w lokalnym sanatorium – choć nie zaplanowana, wizyta ta była właściwym dalszym ciągiem tego dnia poświęconego nauce. W bibliotece poza albumami i czasopismami o jeziorze atrakcją dla nas, spędzających tyle czasu w namiotach, były wyściełane krzesła i kanapy.
Innym miejscem nauki, w którym byliśmy nie raz, było Muzeum Mineralogiczne w Sludiance. Prowadzili je wspaniali właściciele schroniska turystycznego, które stało się naszą bazą nad Bajkałem: przyjeżdżaliśmy tam pomiędzy górskimi wycieczkami, żeby przenocować, uprać ubrania, skorzystać z bani, odpocząć, zostawić część rzeczy. Jak widać, docenialiśmy funkcję użytkową obiektu na równi z naukową. Lokalizacja muzeum nie jest przypadkowa: w okolicy występuje mika, apatyty (będzie jeszcze o nich) oraz marmur – ten na przykład na budynku dworca kolejowego.
Na przeciwległym od Sludianki krańcu jeziora leży Siewierobajkalsk, którego osią jest Bajkalsko-Amurska Magistrala kolejowa (BAM). Najwięcej czasu spędziliśmy tam w porcie przy okazji różnych przesiadek do i z Gór Bajkalskich. Z tą też częścią miasta wiążę się moje jedyne specjalne wspomnienie – kotka, portowego rezydenta, który przy którejś wizycie zdecydował się zawrzeć z nami znajomość. A BAM też się przydał jako alternatywa dla drogi wodnej do Irkucka, która okazała się nieosiągalna, i dowiózł nas do Bracka.
Część punktów naszego zaplanowanego zwiedzania leżała na wschód od Bajkału, czyli na Zabajkalu. Głównym miastem regionu, stolicą Buriacji, jest Ułan-Ude. W samym mieście nie byliśmy długo, ale zdążyliśmy doświadczyć skrajnych wrażeń. Pierwszą noc spędziliśmy w lokalnym klubie turystycznym, więc wydawałoby się, że wśród swoich. Tak się jednak złożyło, iż tego dnia był pogrzeb jednego z tamtejszych kolegów, a potem stypa, której uczestnicy wieczorem byli już mocno pijani i rozżaleni, więc noc nie należała do spokojnych. Przed następnym noclegiem zatem skorzystaliśmy z kontaktu do polskiego księdza, który nas ciepło przyjął w swoim mieszkaniu, co, nie tylko na zasadzie kontrastu, było dla nas rajem. Życie dopisało zresztą postscriptum do tej znajomości, bo 17 lat później okazało się, że moja parafia jest stowarzyszona z katolicką w Ułan-Ude i z tym samym księdzem Adamem spotkałam się znów, tym razem 1,5 km od domu.
Na Zabajkale przywiodła nas chęć zobaczenia charakterystycznych dla regionu obiektów – dacanu iwołgińskiego (pełna nazwa: Koło Poznania Przynoszące Szczęście i Pełną Radość) oraz skansenu (pełna nazwa: Muzeum Etnograficzne Kultury i Życia Narodów Zabajkala w Ułan-Ude). Dacan to buddyjska uczelnia-klasztor w tradycji tybetańskiej. W Iwołdze Górnej jest obecnie cały ośrodek, obejmujący kilka świątyń, instytut naukowy, muzeum, bibliotekę oraz domy lamów. Z jednej strony tworzy to egoztyczne miejsce, gdy odnosimy się do otaczającej kultury rosyjskiej, z drugiej trzeba pamiętać, że ta „inność” jest tutaj od wieków u siebie.
W skansenie panuje różnorodność, są tam czumy Ewenków (przypominające tipi Indian północnoamerykańskich, dla czytelników A. Szklarskiego), jurty Buriatów (drewniane, w odróżnieniu od filcowych, dla czytelników przygód Hodży Nasreddina) oraz wiejskie chaty i miejskie domy rosyjskie.
Choć mniej oszałamiające niż przyroda, miasta Syberii też mają coś do zaoferowania.