Międzyzdroje – miasto gwiazd (06-07.2019)
Tak nam się marzył powrót (dla niektórych) lub też odwiedzenie po raz pierwszy (dla pozostałych) Pomorza Zachodniego, że postanowiliśmy z początkiem wakacji zjechać do Międzyzdrojów. Położone na przybrzeżnej wyspie Wolin, między malującym się na zachodzie gazoportem w Świnoujściu a skarpami Wolińskiego Parku Narodowego na wschodzie miasteczko ma w sobie kilka cech charakterystycznych, odróżniajacych je od innych turystycznych miejscowości polskiego wybrzeża.
O jednej już wspomniałem – to położenie. Międzyzdroje są siedzibą Wolińskiego Parku Narodowego, jednego z dwóch nad Bałtykiem, o którym będziemy sobie jeszcze opowiadać w kolejnych wpisach.
Druga to dający się jeszcze gdzieniegdzie odczuć dyskretny urok przedwojennego niemieckiego uzdrowiska, widoczny szczególnie na ul. Bohaterów Warszawy, pełniącej funkcję zachodniej promenady Międzyzdrojów, z zabytkowymi zdrojowymi willami z przełomu wieków.
Trzecią, może mniej nieco ciekawą, są pretensje Międzyzdrojów do bycia miejscowością modną. Jest molo, najdłuższe polskie na otwartym morzu (395 m), słynna Aleja Gwiazd, jest i odbywający się w lipcu Festiwal Gwiazd, jest park zdrojowy, gabinet figur woskowych, delfinarium, jak grzyby po deszczu wyrastają wreszcie okazałe hotele i apartamentowce (widoczne z plaży dźwigi budowlane to, przyznają Państwo, nad polskim Bałtykiem wciąż jeszcze niecodzienny element krajobrazu). Pomału rośnie nam zatem w Międzyzdrojach, choć trudno się z tą myślą oswoić, drugie Costa del Sol.
Na szczęście, co było dla mnie miłym zaskoczeniem, mimo całej swej gwiazdorskiej otoczki, są Międzyzdroje wyśmienitym miejscem do wypoczynku dla miłośników spokoju i bliskiego kontaktu z naturą. Plaża, jak to nad polskim morzem, jest piaszczysta, długa, szeroka i poza okolicami kilku głównych wejść, komfortowo pusta – i to w pełnym sezonie. Kramy z kogucikami na drucikach, grami i chińskim badziewiem nigdzie nie dominują krajobrazu – pod tym względem jest nawet lepiej niż w mniejszych miejscowościach nadbałtyckich. Tak na marginesie, w ogóle nie rozumiem całej tej pełnej kompleksów i niechęci do bliźniego nadbałtyckiej narracji o parawanach i pińcetplusach – kto nie lubi plażowania stadnego, zawsze może odejść kilkadziesiąt metrów i ma luźno. Odejdzie kilkaset i robi się pusto. Jeśli nie przepada za kiszeniem się w tekstyliach – też znajdzie coś dla siebie. Lubi sporty wodne – proszę bardzo.
Zapraszamy do Międzyzdrojów, letniska pełnego paradoksów.