Ekskursja, to nie tylko podróż w sensie geograficznym. Pod tym pojęciem rozumiemy (na naszym portalu), wszelkie wysiłki intelektualne i twórcze, które odrywają nas od prozaicznego ‚tu i teraz’.
W tym wpisie proponujemy Wam podwójne odwiedziny w pewnym wyjątkowym miejscu na południowych Mazurach – w muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Praniu. Będzie to wizyta jednocześnie w dwóch momentach w czasie. W latach 70-tych XX w. za sprawą książki Andrzeja Drawicza i konkretnie 25 maja 2019 roku, kiedy to odbywałem wycieczkę rowerową dookoła Jeziora Nidzkiego. Zapraszam serdecznie.
Autor należący do czasów słusznie minionych pisze o czasach wg niego już słusznie minionych ( lata 70-te vs. lata 50-te XX wieku), taką mamy w tej książce słusznieminioną incepcję. To też jest ciekawy element tej pozycji, zwłaszcza dla tych, którzy swoje korzenie kulturowe mają w kulturze antycznej i judaistycznej i może mały korzonek, chcąc nie chcąc w PRL-owskiej.
Gałczyński-leśniczówka „Pranie”, ten związek wszyscy mamy mocno wdrukowany w neurony naszych mózgów. Reszta życiorysu Poety poznawanego w liceum dość szybko wyparowuje. Tylko to pranie, samo w sobie dość niekonwencjonalne, pozostaje, wzmacniane od czasu do czasu jako hasło w krzyżówce lub odpowiedź na pytanie w quizie telewizyjnym.
Książka A.Drawicza, udziela pełnej odpowiedzi o co chodzi. Począwszy od tego jak to się stało, że Gałczyński do Prania trafił, aż po analizę literacką głównych utworów, które w okresie tych czterech lat (1950-53) powstały (najważniejsze to „Niobe”, „Kronika Olsztyńska” i „Wit Stwosz”). Znajdziemy w niej również dość rozbudowaną analizę roli przyrody w twórczości Gałczyńskiego, a ci, którzy wolą ploteczki, chętnie poznają fragmenty korespondencji poety z takimi tuzami poezji i kultury z tamtych czasów jak Julian Tuwim czy Kazimierz Rudzki.
Podczas czytania „Gałczyńskiego na Mazurach” dwie rzeczy zwróciły moją uwagę. Pierwsza to erudycja autora, język, którego używa i jego wiedza o literaturze, zwłaszcza rosyjskiej. Druga to to, że już w latach 70-tych narzekano na to, że Mazury się zaludniły i nie są już tym miejscem, którym były kiedyś…
Zawsze chciał dużo podróżować i pojawienie się Google StreetView tego nie zmieniło.
Odważnie wspiera tezę, że im większy i cięższy aparat, tym lepsze produkuje zdjęcia.
Zawsze chętnie rusza w podróż na Route 66 - niezależnie od tego czy akurat biegnie ona przez pustynie Arizony, paryskie bruki czy węgierską pusztę.