Warszawski kącik poetycki: rondo Daszyńskiego
Krótka rozprawa między poetą młodopolskim a drukarzem rewolucyjnym
Mówił Kazimierz Przerwa-Tetmajer:
– Kocham Warszawę i Warsaw Spire.
Również Kasprzaka, słyszę, zachwyca,
jego imieniem zwana ulica.
Tu rowerowa ścieżka, tam metro,
idzie moderna, wypiera retro.
Na to pan Marcin, warszawski drukarz:
– Dzisiejsze miasto mi, proszę, ukaż.
Jak tam Zakłady przędą Radiowe?
A lud Stolicy w te czasy nowe
myśl robotniczą czy czyta? O nie!
Każdy warszawiak z nosem w smartfonie.
Zamiast Zakładów same biurowce.
Przemysł wiodący zszedł na manowce.
W proletariackiej miejsce młodzieży
na Towarowej sami hipsterzy.
– Masz swą ulicę, więc ciesz się, złotko.
Nie ma Marchlewski, Bierut, Nowotko.
Tak mu Poeta powie z „Wesela”.
– Mnie dekadencja nie onieśmiela.
Lubię rozpustę, substancji branie,
cieszą wieżowców wysokie granie.
Rad bym sonety pisać, swawolić,
żyć pełnią życia warszawskiej Woli.