Gateway Arch
Nie do końca wiadomo jakim mianem określić Gateway Arch. Nie jest to budynek, nie jest to też tradycyjny pomnik. Jego funkcja jest podobna do tej jaką pełni Wieża Eiffla w Paryżu. Ma zadziwić, upamiętnić i przy okazji dać możliwość popatrzenia na okolicę z góry.
Polska nazwa tego obiektu architektonicznego to Łuk Wjazdowy. Nawiązuje on do tradycji stawiania łuków triumfalnych, ale jak to w USA musi być większy, nowocześniejszy i niepodobny do wszystkiego co istniało wcześniej.
My wolimy go bardziej kojarzyć z naturalnymi łukami skalnymi występującymi w stanie Utah w Parku Narodowym Arches.
Zadziwić
Łuk ma 630 stóp czyli 192 metrów wysokości. Jest wykonany ze stali, budowany był w latach 1963-65 wg projektu Eero Saarinena (Amerykanin fińskiego pochodzenia). Znajduje się w centrum St.Louis w parku adekwatnie nazwanym Arch Grounds.
Warto zwrócić uwagę, na jego kształt. Nie jest to półkole, ani parabola. Został zbudowany w kształcie krzywej łańcuchowej. Przypomnijmy, że jest to krzywa w kształt której układa się lina (lub jak kto woli łańcuch) zaczepiona za końce, zwisająca swobodnie pod wpływem grawitacji. Bardziej dociekliwym polecamy wyszukanie w Internecie hasła cosinus hiperboliczny.
Łuk nie ma wewnętrznego szkieletu. Składa się z samonośnych modułów, których wielkość zmienia się od ok. 16-stu metrów przy podstawie do ok. 5-cu przy wierzchołku. Wewnątrz znajduje się system wagoników, którymi można wjechać na górę. Na szczycie jest niewielkie pomieszczenie, w którym przez okienka można podziwiać centrum miasta.
Upamiętnić
Gateway Arch jest pomnikiem poświęconym podbojowi Dzikiego Zachodu. Na początku XIX w. to właśnie rzeka Missisipi stanowiła zachodnią granicę Stanów Zjednoczonych. Było tak do momentu tzw. Zakupu Luizjany w 1803 r., kiedy rząd USA odkupił od Francji terytoria na zachodnim jej brzegu. Wbrew temu co sugeruje nazwa, przedmiotem transakcji był nie tylko teren obecnego stanu Luizjana (ta z Nowym Orleanem), ale prawie jedną trzecia obecnych USA.
To właśnie z St. Louis wyruszyła w 1804 r. ekspedycja Lewisa i Clarka – pierwsza oficjalna wyprawa, która dotarła do brzegu Pacyfiku (droga tam i z powrotem zajęła dwa lata i cztery miesiące). Badacze spotykali się z przychylnością Indian, bo w ich grupie była Sacagawea – indiańska żona francuskiego trapera, przewodnika wyprawy, Toussainta Charbonneau. Można powiedzieć że dzięki pomocy Indian w ogóle udało im się wrócić. A Sacagawea za swoje zasługi trafiła już w XX wieku na monetę jednodolarową.
I wcześniej i później stosunki amerykańsko-indiańskie nie były takie przyjacielskie.
55 lat po powstaniu łuku już nie patrzymy tak bezkrytycznie na podbój Ameryki Północnej jak pomysłodawcy budowy Łuku. Biali osadnicy, a może nawet bardziej, administracja Stanów Zjednoczonych ma swoje na sumieniu i propozycja upamiętnienia tego osiągnięcia pewnie spotkała by się z głośnym sprzeciwem tej części społeczeństwa, która uważa, że Indianie, czyli Native Americans, nie zostali potraktowani sprawiedliwie przez przybyszów ze Starego Świata.
Popatrzeć z góry
Po zakupieniu biletu możemy mikroskopijnymi windami wjechać na szczyt łuku. Nie ma tam platformy widokowej – będąc na górze cały czas pozostajemy w jego wnętrzu. Okienka są nieduże i niezbyt przeźroczyste.
Warto wiedzieć, że Łuk jest „pod zarządem” National Park Service, więc działa tu całoroczna wejściówka do parków narodowych, którą warto nabyć przy większej podróży.
Okolice Gateway Arch
Poza wizytą na górze, pospacerowaliśmy jeszcze po pobliskim parku próbując znaleźć jak najlepsze ujęcie łuku. Eksperymentowaliśmy z różnymi kątami i perspektywami. Zobaczmy rezultaty:
Zwiedzając Gateway Arch natknęliśmy się na pewną imprezę, którą później zidentyfikowaliśmy (aczkolwiek bez 100% pewności) jako wspólną, uroczystą drogę na prom, czyli amerykański bal dla absolwentów szkoły średniej.