Warszawa ↬ Mińsk Mazowiecki #narowerze
Fakty są takie, że najwięcej rowerowych kilometrów wykręcamy po Warszawie – taki już los pracujących dorosłych. Zdarzają się nam też oczywiście rowerowe wyjazdy, kiedy to pakujemy rowery na samochód i dużo z nich korzystamy po dojechaniu autem na miejsce. Czasami jednak mamy potrzebę wyjechania z Warszawy i dojechania na miejsce na rowerach i wtedy musimy się zastanowić nad trasą (rowerową wylotówką), bo przedmieścia mają to do siebie, że trzeba się wymieszać z ruchem samochodowym. Nie jest to przyjemne, bo samochody jeżdżą na takich drogach dużo szybciej i mniej ostrożnie niż w centrum, a o szerokich poboczach i ścieżkach rowerowych możemy tylko pomarzyć.
Przedstawiamy trasę z Warszawy do Mińska Mazowieckiego, którą polecamy jako alternatywę dla DK2, ale lojalnie uprzedzamy, że nadaje się raczej dla rowerów górskich i treków. Wyprawa na rowerze szosowym wymagałaby nadłożenia kilku kilometrów, żeby się trzymać cały czas asfaltu.
Aby wydostać się z Warszawy kierujemy się na południe najpierw chodnikiem a później ścieżką rowerową po wale na prawym brzegu Wisły. Ten kawałek jest bezpieczny, ale męczący ze względu na duży ruch na ulicy Wał Miedzeszyński. Po minięciu Mostu Siekierkowskiego i przejechaniu kilku kilometrów, zjeżdżamy z wału na poziom ulicy i na światłach przechodzimy na jej stronę wschodnią i wjeżdżamy w ulicę Skalnicową. Jest to mniej więcej 2/3 drogi między Mostem Siekierkowskim, a rondem, na którym Wał Miedzeszyński schodzi się z Traktem Lubelskim.
Jadąc wzdłuż Skalnicowej mijamy hotel Double Tree by Hilton (po lewej) i rondem przecinamy Trakt Lubelski. Tuż za rondem zaczyna się ścieżka rowerowa, która prowadzi nas bezpiecznie jakieś dwa kilometry do miejsca w którym Skalnicowa zmienia się w ul. Panny Wodnej. Kierując się dalej na wschód przejeżdżamy przez tory (w pobliżu stacja Warszawa Radość). Po drugiej stronie torów zaczyna się ulica Izbicka, która biegnie prosto na wschód i wzdłuż której możemy podziwiać eleganckie podwarszawskie rezydencje.
Wraz z końcem Izbickiej kończy się cywilizacja (administracyjnie opuszczamy Warszawę Wawer) i z dróg asfaltowych przesiadamy się na drogi szutrowe i gruntowe.
Droga gruntową przebijamy się do asfaltu (ul. Podkowy), który kończy się po wjeździe do kompleksu leśnego (jesteśmy na terenie Mazowieckiego Parku Krajobrazowego). Dość wyboistą szutrową drogą dojeżdżamy do DK17, którą musimy przeciąć (z lekkim cofnięciem w kierunku Warszawy), żeby wjechać do Wiązownej.
Sądząc po plakatach i transparentach Wiązowna żyje w tym okresie maratonami, biegami i ogólnie sportem. Przejeżdżamy przez nią główną ulicą Kościelną i mijając z prawej znajdujący się na jej końcu kościół skręcamy w ulicę Kącką, która szybko staje się gruntowa, ale bez większych kłopotów zaprowadza nas do Kącka właśnie. Przejazd przez Kąck, to chyba najmniej przyjemny fragment biorąc pod uwagę nawierzchnię drogi. Jedziemy po wysypanym i ubitym gruzie. Trzęsie i strach, że na jakimś kawałku cegły strzeli dętka. Mijamy Kąpielisko Kąck, w którym nigdy nie byliśmy, ale może trzeba je będzie kiedyś odwiedzić, bo miejsc gdzie się można wykąpać na otwartym powietrzu jest po tej stronie Warszawy baaardzo mało.
Następną miejscowością za Kąckiem jest Teresław. Tu wracamy na asfalt dzięki czemu możemy znacznie przyspieszyć. Kierujemy się na Rudą (nasz przystanek z zakupami w sklepie spożywczym) i przez Bykowiznę i Gamratkę dojeżdżamy do Mińska. Kilkaset metrów musimy przejechać trasą Mińsk-Kołbiel (DK50), ale jest tu pobocze, więc zagrożenia życia nie ma.
Na zakończenie
Tę trasę pokonaliśmy w konkretnym celu mającym również rowerowe podłoże. Jechaliśmy na spotkanie autorskie Piotra Strzeżysza, piszącego bloga onthebike.pl, mającego na swoim koncie też kilka książek podróżniczo rowerowych.
Spotkanie odbywało się w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Mińsku Mazowieckim – warto było przyjść, posłuchać, poprosić o autograf z dedykacją spełnienia rowerowych planów.