Warszawa Wschód
Korzystając z tego, że weekend, że wakacje i w ogóle, wypuściliśmy się na dłuższą niż zwykle wycieczkę, tym razem poza Warszawę.
Głównym narzędziem do nawigacji były mapy Google, i teraz już wiemy, że jest to narzędzie raczej mnożące wyzwania niż rozwiązujące problemy.
Dzień 1: Warszawa → Mińsk Maz.
Naszą wycieczkę rozpoczynaliśmy na skwerze Wiecha przed teatrem Rampa. Wcześniej jeszcze, pamiętając że przezorny zawsze ubezpieczony, kupiliśmy dwie dodatkowe dętki. Przyczyniło się to walnie do końcowego sukcesu pierwszego dnia naszej wycieczki.
Wyjazd z Warszawy
Ponieważ nie chcieliśmy jechać przez Rembertów, żeby wycieczka nie przerodziła się w podróż wzdłuż torów albo wzdłuż DK2, to musieliśmy znaleźć jakieś przebicie polami do Ząbek i Zielonki. Nie było to przyjemne, bo najpierw wpakowaliśmy się w jakąś budowę, a potem objeżdżaliśmy rury idące z elektrociepłowni Kawęczyn.
Kolejnym wyzwaniem było przedostanie się na druga stronę będącej w przebudowie ulicy Żołnierskiej między Ząbkami a Zielonką. Jednak potwierdziło się po raz kolejny, że rower wszędzie się przeciśnie.
Lasami za Zielonką
Zaraz po wyjechaniu z Zielonki w kierunku Wołomina odbiliśmy w las w drogę przeciwpożarową i rozpoczęliśmy najbardziej przyjemny fragment tego dnia. Przyjemny, ale też i emocjonujący, bo właśnie na tym odcinku złapaliśmy gumę. Dętkę na zmianę mieliśmy, ale potrzebna jeszcze była pompka. Szczęściem w nieszczęściu byliśmy w okolicy jedynego domostwa na tej trasie – gospodarstwa rybnego. A że są dobrzy ludzie na świecie, to cały problem udało się w jakieś pół godziny rozwiązać.
Ten fragment trasy biegnie wzdłuż granicy poligonu i choć po drodze wiele dróg kusi, żeby się w niego ‚wbić’ to lepiej chyba tego nie robić. W każdym bądź razie, każdy jest stosownie ostrzeżony o grożącym mu niebezpieczeństwie.
Asfaltem do Mińska
Odcinek przyrodniczy kończy się kilka kilometrów przed Okuniewem. Wtedy zaczyna się odcinek krajoznawczy. Odwiedzamy: Okuniew, Długą Szlachecką i Kościelną, Halinów, Cisie, Dębe Wielkie i Choszczówkę Stojecką.
Jak się przekonaliśmy od Dębego wzdłuż DK2 (i później DK92) jest ścieżka rowerowa (właściwie to ciąg pieszo-rowerowy), który sprawia, że nie musimy jechać główną drogą. Jedyną niedogodnością są szkła na drodze, na które można natrafić w okolicach przystanków autobusowych, będących najwyraźniej mini-ośrodkami lokalnego życia towarzyskiego.
Mińsk gościnnie przywitał nas McDonald’sem, Carefourem i Castoramą, ale, będąc lekko spóźnieni, musieliśmy te atrakcje odłożyć do następnej wizyty.
Dzień 2: Mińsk Maz. → Warszawa
Dzień drugi był pomyślany jako wycieczka z biegiem Świdra, tego mającego wiele do zaoferowania prawobrzeżnego dopływu królowej polskich rzek – Wisły.
Wyjazd z Mińska nie był tak problematyczny jak opuszczenie Warszawy dzień wcześniej. Okolice są nam znane, co najwyżej mogliśmy tylko zadziwiać się jakie zmiany tam nastąpiły. Ogólnie na lepsze, ale trochę żal znikających drewnianych domów, które sukcesywnie zastępowane są przez nowe sklepy i bloki kwestionowalnej urody.
Z biegiem Świdra
Do Świdra dojechaliśmy w Gliniance, gdzie w okolicach mostu jest popularne miejsce piknikowo-kąpielowe. Później staraliśmy się jechać jak najbliżej rzeki. Nie było to łatwe, bo na tym odcinku wzdłuż Świdra poprowadzony jest szlak pieszy, a nie rowerowy. I to w dodatku słabo uczęszczany, bo mocno zarośnięty jeżynami i pokrzywami. Ten fragment Świdra jest często odwiedzany przez kajakarzy. I tym razem można było się na nich natknąć, ale respektując odmienne preferencje transportowe, nie wchodziliśmy sobie nawzajem w drogę/rzekę.
Od Mlądza wzdłuż Świdra wytyczony jest szlak rowerowy. Jedzie się nim bardzo przyjemnie, ale trzeba zauważyć, że bardziej nadaje się do jazdy rowerami górskimi niż miejskimi. Treki powinny dawać radę.
Przejażdżkę wzdłuż rzeki zakończyliśmy na otwockiej miejskiej plaży nie dojeżdżając do ujścia Świdra do Wisły.
Nad Wisłą
Oryginalny ambitny plan żeby w drodze do Wawy pilnować się jak najbliżej Wisły musieliśmy zarzucić. Mieliśmy już trochę dość przedzierania się przez wyboje i krzaki. Fragment wzdłuż Wału Miedzeszyńskiego do mostu Siekierkowskiego przejechaliśmy ścieżką, która biegnie po wale przeciwpowodziowym.
Lekka zmyłka czekała nas po drugiej stronie Wisły, kiedy to chcieliśmy dalej na północ jechać również po wale. Droga urywa się na płocie stacji poboru wody i niestety trzeba się trochę wrócić, żeby dotrzeć do ulicy Bartyckiej.