Waszyngton, głównie Arlington, ale nie tylko (05.2005)
Niczym Marcel Proust, mozolnie poszukujący straconego czasu, z taką pieczołowitością, na jaką nas obecnie stać, rekonstruujemy w pamięci maj 2005 r. Wspominałem już o krótkiej ekskursji mazurskiej, teraz powiem o niespełna tydzień wcześniejszym Waszyngtonie, gdzie byliśmy dokładnie w Dzień Matki (ten obchodzony w Polsce, nie w Ameryce, bo tam wszystko muszą mieć inaczej, od systemu miar po gniazdka elektryczne).
Jest trochę widoków słynnego The Mall (długiego trawnika-pomnika, wyznaczającego oś od mauzoleum Licolna, przez niby-egipski Szpikulec Waszyngtona, aż po budynek Kongresu, z licznymi miejscami pamięci po drodze i muzeami po bokach), jest obowiązkowy Biały Dom (za dnia i w nocy) i parę pobocznych drobiazgów, ale najbardziej wyeksponowany jest cmentarz wojskowy w Arlington.
Cmentarz znajduje się po drugiej stronie Potomacu, w hrabstwie Arlinton, a więc już nie w Dystrykcie Federalnym, a w stanie Virginia. Położony jest na wzgórzu, z którego rozciąga się widok na amerykańską stolicę. Założony został zaraz po wojnie secesyjnej. Co ciekawe, wcześniej teren przyszłego cmentarza należał do rodziny żony słynnego generała Roberta E. Lee, głównodowodzącego wojskami Konfederacji (nb. Virginia należała do stanów, które wystąpiły z Unii i Konfederację zawiązały). Na samym szczycie wzgórza do dziś znajduje się tzw. Arlington House – dom generała Lee, obecnie poświęcone mu miesce pamięci.
Dom otacza morze nagrobków, zarówno prostych białych tablic z nazwiskami żołnierzy poległych w kolejnych wojnach, jak i bardziej okazałych, należących do znaczniejszych generałów. Do najbardziej wyeksponowanych miejsc należy grób prezydenta JFK oraz ichniejszy Grób Nieznanego Żołnierza, przed którym, jak i u nas, odbywają się uroczyste zmiany warty.