Po kilku dniach opuściliśmy Seattle aby ruszyć na południe. Pamiętając kalifornijskie Big Sur chcieliśmy porównać je z, położonym zdecydowanie bardziej na północ, oceanicznym wybrzeżem stanu Oregon – biegnąca przez stolicę stanu, Portland, autostrada Interstate 5 przegrała siłą rzeczy z opiewaną w piosenkachHighway 101.
Nasze pierwsze spotkanie z otwartym Pacyfikiem miało miejsce nie gdzie indziej tylko w Cannon Beach.
Cannon Beach to turystyczna miejscowość rozciągnięta wzdłuż szerokiej plaży, na której kiedyś, dawno dawno, znaleziono jak sama nazwa wskazuje, działo okrętowe. Plaża jest z rodzaju tych, które możemy spotkać na morzach północnych. Będzie rajem dla tych, co potrzebują piasku, wody, szumu fal i pisku mew, a totalną pomyłką dla tych, co wymagają od plaży, żeby dało się na niej podsmażać podlane olejkiem ciałka.
Zostawiwszy samochód na przyplażowym parkingu ruszyliśmy na spacer w kierunku Haystack Rock – charakterystycznego skalnego monolitu w kształcie zęba rekina górującego nad okolicą (o wysokości 72 m n.p.m. i to literalnie). W miarę jak upływał czas wzmagał się wiatr, podnosząc coraz wyżej drobiny wody i piasku, mewy krzyczały coraz głośniej, a uczucie bycia daleko od przytulnego domu, w drodze, rosło w nas co raz bardziej ciągnąc w górę wskazówkę barometru podróżniczego szczęścia.
Ten wpis jest częścią opisu ekskursji: Roadtrip USA 2018. Przeczytaj więcej o tej podróży.
Grzegorz Sabak
Zawsze chciał dużo podróżować i pojawienie się Google StreetView tego nie zmieniło.
Odważnie wspiera tezę, że im większy i cięższy aparat, tym lepsze produkuje zdjęcia.
Zawsze chętnie rusza w podróż na Route 66 - niezależnie od tego czy akurat biegnie ona przez pustynie Arizony, paryskie bruki czy węgierską pusztę.