Chopin i jego Europa (01.2017)
Jak w gazetowym nekrokogu napisał o nim C.K Norwid, „rodem Warszawianin, sercem Polak, a talentem świata obywatel”. Mieliśmy już okazję odwiedzić Muzeum Fryderyka Chopina – oddział zamiejscowy w Żelazowej Woli. Nad Utratą rozkwitał wtedy maj i niezapominajki, a okoliczności przyrody aż prosiły się do napisania pamiątkowego poloneza.
Teraz, zimową porą, przyszedł czas na wizytę w centrali. Mieści się ona w Warszawie, w Zamku Ostrogskich, czyli pałacyku na Powiślu, który zamkiem jest tylko z nazwy. Miejsce to specjalnych związków z naszym eksportowym Fryderykiem chyba nie ma, w jego podziemiach miała za to według legendy urzędować Złota Kaczka. Ale my nie o tym.
Muzeum w obecnej formie istnieje od stosunkowo niedawna (ekspozycję w Zamku Ostrogskich otwarto w 2010 r., z okazji dwusetnej rocznicy urodzin kompozytora) i ma opinię nowoczesnego. Rzeczywiście, autentycznych eksponatów jest w nim niewiele, dominują kopie, reprodukcje, prezentacje wyświetlane na dotykowych ekranach i inne nowoczesne instalacje. Informacyjnie sieczka, w dodatku sieczka dla cierpliwych. Nieszczególnie aranżacja wystawy współgra też z klasycystycznymi wnętrzami.
I jedno tylko ratuje Muzeum – muzyka Fryderyka (jeśli Państwo pozwolą, że zrymuję). A szczególnie jedna sympatyczna piwniczna salka (Poziom -1), gdzie można w półmroku usiąść przy stoliku z taką niby-książką (jej treść wyświetlana jest z projektora), nałożyć słuchawki i posłuchać mazurków. A jak już się znudzą – przy kolejnym są scherza. Przy jeszcze innym polonezy. I preludia. I pieśni. A tych stolików jest, no może nie czterdzieści, ale co najmniej kilkanaście. I cieszą się sporą popularnością, szczególnie wśród młodzieży.