Czasami mamy takie rowerowe przejazdy, których nie jest zwiedzenie jakichś konkretnych miejsc, ale czerpanie przyjemności z samej jazdy i chłonięcie drogi znikającej pod kołami i zmieniającego się krajobrazu.
Tym razem mieliśmy do przejechania dużo kilometrów (jak na nas), więc wyruszyliśmy wcześnie rano. Z Warszawy na wschód wyjechaliśmy przez Marki i Zielonkę. Dalej kierowaliśmy się trasą wyznaczoną przez aplikację, którą ‚wysterowaliśmy’ tak by omijała drogi krajowe i wojewódzkie.
Tak jak się spodziewałem, w pobliżu Warszawy (w praktyce na naszej trasie aż do Dobrego) ruch samochodowy pozostawał dość duży, aczkolwiek do zachowania kierowców nie mam zastrzeżeń. Pogoda dopisywała, poranek był rześki i bardzo dobrze nam się jechało. Właśnie nie chcąc jechać samochodami i nie nadrabiać drogi do Stanisławowa, zjechaliśmy z asfaltu w szuter, ale niestety po paru kilometrach zmienił się on w piach, z którego przy pierwszej okazji (dojechawszy do zawsze ruchliwej DK50) uciekliśmy.
Za Dobrem ruch na naszej trasie znacząco zmalał. I tak jechaliśmy spokojnie prawie aż do końca kiedy to w pewnym momencie znowu na drodze powiatowej pojawił się duży ruch samochodów 10t+ Później się okazało, że poprowadzony był tamtędy objazd dla ciężarówek.
Chociaż nie planowaliśmy żadnego zwiedzania po drodze, to trasa sama nas zaprowadziła w dwa bardzo atrakcyjne turystycznie miejsca. Pierwszym z nich był skansen Muzeum Architektury Drewnianej Regionu Siedleckiego w Suchej.
91 km
Skansen w Suchej
Głównym obiektem jest modrzewiowy dwór wzniesiony w 1743 roku z inicjatywy Ignacego Cieszkowskiego kasztelana liwskiego. Po wojnie znacjonalizowany, przez jakiś czas mieściły się w nim mieszkania pracowników gospodarstwa rybnego. W 1988 roku dworek kupił Marek Kwiatkowski (1930-2016) – historyk sztuki, wieloletni dyrektor Muzeum Łazienek Królewskich.
Skansen zawiera ok 20 obiektów architektury drewnianej: dworków, karczm itp. Nie jest on zbyt rozległy i, w przeciwieństwie do takiego np. skansenu we Wdzydzach Kiszewskich, dałoby się go (pobieżnie) zwiedzić w godzinę, ale mając jeszcze dużo kilometrów przed sobą, zrobiliśmy jedynie pamiątkowe zdjęcie głównego dworku i ruszyliśmy dalej.
Drugie miejsce to, położony jakieś 30 km dalej na naszej trasie, pałac w Patrykozach.
119 km
Pałac w Patrykozach
Ten pozostający przez wiele lat w opłakanym stanie pałac, został całkowicie odnowiony przez jego obecnego właściciela, a jego romantyczno-gotycki styl wprawia oglądających go w zadziwienie (podobne emocje przeżywaliśmy kiedyś gdy niespodziewanie ukazał nam się pałac w Kobylnikach w woj. wielopolskim).
Pałac w Patrykozach zbudowany został w latach 1832-43 dla gen. Teodora Lubicz Szydłowskiego. Po II Wojnie Światowej podzielił los większości tego typu budynków, czyli został zdewastowany. Lepszego losu doczekał się, gdy został kupiony przez osobę prywatną, która go wyremontowała.
Jako własność prywatna pałac nie jest dostępny przez cały czas. Można go zwiedzać w weekendy lub gdy właściciele są akurat w domu. My nie byliśmy tam w weekend, a też się tak złożyło, że nie było nikogo na miejscu, więc pałac obejrzeliśmy (i sfotografowaliśmy) sobie z za płotu.
Te dwa miejsca dodatkowo urozmaiciły nam podróż przez wschodnie Mazowsze. Było świetnie. Kolejny raz czuliśmy, że podróż rowerowa zapewnia nam doskonałe dopasowanie tempa przemieszczania się do walorów okolic, które w znacznej części dopiero poznawaliśmy. Trudno to określić inaczej niż jako tytułowe zanurzenie w krajobrazie.
Ten wpis jest częścią opisu ekskursji: Rok 2020 #narowerze. Przeczytaj więcej o tej podróży.
Grzegorz Sabak
Zawsze chciał dużo podróżować i pojawienie się Google StreetView tego nie zmieniło.
Odważnie wspiera tezę, że im większy i cięższy aparat, tym lepsze produkuje zdjęcia.
Zawsze chętnie rusza w podróż na Route 66 - niezależnie od tego czy akurat biegnie ona przez pustynie Arizony, paryskie bruki czy węgierską pusztę.