Golub i Dobrzyń do początku lat 50. ubiegłego wieku były osobnymi miastami, położonymi na przeciwległych brzegach Drwęcy. Historia Golubia jest dużo dłuższa – miastem był już w XIV w., podczas gdy Dobrzyń stał się nim dopiero pod koniec wieku XVIII, ale to Dobrzyń liczy sobie więcej mieszkańców, i to prawie 6-krotnie. Tak czy inaczej, teraz wspólnie tworzą miasto powiatowe w województwie kujawsko-pomorskim.
Jego główną atrakcją, nie ma co ukrywać, jest górujący nad miasteczkiem imponujący zamek krzyżacki, z trzech stron broniony przez stok wzniesienia, z czwartej – w czasach swojej świetności – przez otoczone murami przedzamcze. Zwany jest zamkiem golubskim, najpierw był siedzibą krzyżackich komturów, później polskich starostów, w tzw. międzyczasie przechodząc wiele razy z rąk do rąk podczas licznych wojen polsko-krzyżackich. Poza dwoma najsłynniejszymi, tzw. wielką (z lat 1409-1411) i trzynastoletnią (z lat 1454-1466), dał on nawet nazwę nieco mniej znanej wojnie z Zakonem z 1422 r. – golubskiej właśnie.
W czasach bardziej współczesnych, jak to często bywa, popadł może nie w całkowitą ruinę, ale znacznie podupadł. Nowe życie tchnęła w niego dopiero inicjatywa turniejów rycerskich – organizowanych regularnie od 1977 r. na terenie dawnego przedzamcza. Turnieje, sławne ponoć na całą Europę, odbywają się do dziś, tradycyjnie w lipcu. Poza tym jest muzeum, hotel i restauracja.
A poza zamkiem jest co ciekawego?
Ano znajdzie się, głównie w Golubiu. Do największych atrakcji należy średniowieczna starówka z przyjemnym ryneczkiem i gotycki kościół św. Katarzyny. Odległości nie są duże, warto się przespacerować.
W Dobrzyniu w nasze gusty utrafiły tereny zielone nad Drwęcą, z ładnymi widokami tak na zamek, jak i na Golub. Przy okazji dowedzieliśmy się, że stąd ruszają też spływy kajakowe rzeczoną Drwęcą. Tym razem nie skorzystaliśmy, ale może kiedyś…
Dalszej części opowieści towarzyszą obrazki:
Ten wpis jest częścią opisu ekskursji: Ziemia Chełmińska. Przeczytaj więcej o tej podróży.
Marek Szczerbak
Z zawodu ekonomista, z zamiłowania fotoamator. Niczym Jan z Czarnolasu, wiecznie rozdarty pomiędzy (czasem zajmującą, czasem jałową) krzątaniną na dworze a pragnieniem, aby zasiąść pod cienistą lipą, z piórem w jednej ręce, a pucharkiem zacnego miodu w drugiej i kontemplować opadające liście.
Zwolennik zasady, że aparat powinien mieścić się w kieszeni, tak aby chciało się go zabierać wszędzie tam, gdzie warto. Coraz bardziej przekonujący się do łączenia tekstu z obrazem jako formy wyrazu artystycznego.
Autor i niedzielny propagator hasła:
W podróżowaniu jeden jest cel: opisać wszystko w ekskursja.pl.