Góry Chamar-Daban (Хамар-дабан)
Chamar-Daban jest dostępny ze Sludianki. Zanim wybraliśmy się w góry, odbyliśmy jeszcze spacer na Przylądek Szamański – jest to położony około 4 km od miasta cienki cypel, który wcina się w jezioro z położonego najbardziej na zachód punktu Bajkału.
Gdy rozpoczęliśmy wycieczkę w góry, był już wrzesień. Pierwszy dzień wspinaczki upłynął nam (dosłownie) na 14-krotnym przechodzeniu przez strumień, dodatkowo w strugach deszczu i wśród grzmotów burz. Na szczęście rozpogodziło się pod wieczór i obozowisko mogliśmy rozkładać na polanie wprawdzie mokrej, ale już nie moknącej. Polana ta znajdowała się pół godziny drogi od stacji meteorologicznej z pomocną załogą, gdzie następnego dnia zostawiliśmy nasz dobytek, udając się na zdobycie Szczytu Czerskiego (2090 m n.p.m.). Nawiasem mówiąc, w niektórych matriałach można znaleźć nazwę „Pik Czerskiego”, ale jest to kalka z nazwy rosyjskiej. Udało nam się szczyt zdobyć, a wycieczka ta, zabierając nas ponad pasmo tajgi i pozwalając podziwiać panoramę okolicy, rozbudziła nasze apetyty na kolejne doznania.
Następnego dnia w stacji meteo zapytaliśmy o drogę „gdzieś”. Wtedy na skrawku papieru pan Włodzimierz narysował nam drogę do Czarciego Jeziora.
Chmury, początkowo zakrywające niebo, zniknęły i mieliśmy piękną wycieczkę poprzez jesienne kolory na drzewach i łąkach, nasycane przez czyste słoneczne światło. Widzieliśmy wodospad wyryty pomiędzy dużymi skałami, brązowiejące źdźbła bagiennych trzcin, karłowate brzozy o brązowo-śliwkowych gałązkach i żółtych liściach. Skorzystaliśmy też z jagód, które na tej wysokości jeszcze, a może dopiero, były dojrzałe. Czarcie Jezioro znaleźliśmy – kto by nie znalazł z takimi wskazówkami. Jednak odkrywało ono swe uroki stopniowo: podchodząc pod górę po prostu w pewnym momencie zauważało się na wyskości wzroku taflę wody i rosnące wokół trzciny. Jezioro w całej okazałości podziwialiśmy z sąsiednego wzniesienia. Resztę dnia spędziliśmy spokojnie pokonując kolejne łagodne szczyty i przełęcze, podziwiając wczesną jesień w tych malowniczych i odludnych górach. Kolejnego dnia mieliśmy już schodzić, więc te warunki i widoki były pięknym prezentem na pożegnanie od nadbajkalskich gór.
Dzięki kontaktom z załogą stacji meteo dowiedzieliśmy się, że w nocy temperatura spadała przy gruncie, a więc i w naszych namiotach, do 3 st. C, co się zgadzało z naszymi odczuciami. Podczas jednej z wizyt w stacji dostałam na pamiątkę apatyt z prośbą o opowiadanie o tym miejscu, co niniejszym z przyjemnością czynię. Co do apatytu, to żródła encyklopedyczne nie pozostawiaja złudzeń: jest to minerał „szeroko rozpowszechniony”, czytaj: mało wartościowy. Niemniej jednak dla mnie mój egzemplarz jest bezcenny.
Ciekawym momentem było również spotkanie z pewną rosyjską turystką, którą poznaliśmy jakiś czas wcześniej w Sajanach. Pani zdążyła odpocząć tam nad źródłami, miesiąc popracować i wybrać się znów na urlop w Chamar-Daban, gdzie znów natknęła się na nas – ciągle w tej samej ekskursji.
Po zejściu z gór poddaliśmy nasze zmęczone mięśnie regeneracji w bani przygotowanej przez niezawodnych właścicieli schroniska w Sludiance.