Hel – tam, gdzie kończy się Polska (05.2016)
Jak w piosence country, każda droga ma swój kres. Droga na Hel kończy się cyplem – z trzech stron mamy morze, a ląd jedynie za plecami. Jeśli znajdziemy się w takiej sytuacji, możemy być pewni, że jesteśmy nie tylko na Helu, ale i w Helu. Miasto to, choć mniejsze od przysłowiowego Mińska Mazowieckiego o rząd wielkości, może się pochwalić dwoma portami (w tym jednym wojennym), a także swojego rodzaju Krupówkami, nazywanymi tu ulicą Wiejską (Sejmu wszelako nie zauważyłem).
Kiedyś na pewno jeszcze dotrzemy i na cypel, i do portu wojennego, teraz udało nam się trafić do tradycyjnej rybackiej maszoperii (po holendersku: spółdzielni), a niektórym nawet zwiedzić miejską plażę. Inni wybrali foki. Niczym reformie emerytalnej z 1999 r., przyświecała nam dewiza: „bezpieczeństwo dzięki różnorodności”. W związku z tym z bezpieczną prędkością udaliśmy się na powrót do naszej bazy noclegowej, którą były tradycyjne Dębki. Ale o tym już w kolejnym odcinku.