Łeba (pow. lęborski, woj. pomorskie) nie jest malutką wioską rybacką, nie można jej też nazwać ogromnym kurortem. To taki nadbałtycki średniak. Charakteryzuje się korzystnym dla letnika położeniem – nie tylko nad szeroką, piaszczystą plażą oddzieloną od reszty lądu wydmami i lasem – to wszak standard nad naszym polskim morzem, ale również bliskością Słowińskiego Parku Narodowego od zachodu i malowniczego jeziora Sarbsko od wschodu. A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą zieloną – to rzeka Łeba. W bonusie mamy jeszcze port jachtowy.
Ekskursjowiczom dane było nie tylko przepędzić w Łebie piękne chwile drugiej połowy sierpnia, ale i przywitać tam wrzesień. Było trochę plażowo, trochę spacerowo. Niczym w Bollywood, czasem towarzyszyło nam słońce, a czasem deszcz. Zagęszczenie na plaży, co również charakterystyczne dla wielu miejsc na polskim wybrzeżu, było dokładnie takie, jak kto lubi. Od gęstej zabudowy typu parawan w parawan po dzikie plaże na wyłączny użytek, których brzegiem co najwyżej raz na jakiś czas przechadzali się spacerowicze.
W drugim tygodniu mogliśmy obserwować, jak zamykają się kolejne przybytki konsumpcji i rozrywki. Wyjeżdżając mieliśmy nieodparte, znane nam już z hiszpańskiej Cullery (ale w październiku, nie w sierpniu!) wrażenie kurortu po sezonie. I satysfakcję, że nasze poznawanie Łeby nie odbywało się po łebkach.
Marek Szczerbak
Z zawodu ekonomista, z zamiłowania fotoamator. Niczym Jan z Czarnolasu, wiecznie rozdarty pomiędzy (czasem zajmującą, czasem jałową) krzątaniną na dworze a pragnieniem, aby zasiąść pod cienistą lipą, z piórem w jednej ręce, a pucharkiem zacnego miodu w drugiej i kontemplować opadające liście.
Zwolennik zasady, że aparat powinien mieścić się w kieszeni, tak aby chciało się go zabierać wszędzie tam, gdzie warto. Coraz bardziej przekonujący się do łączenia tekstu z obrazem jako formy wyrazu artystycznego.
Autor i niedzielny propagator hasła:
W podróżowaniu jeden jest cel: opisać wszystko w ekskursja.pl.