Nawodny świat Marsa Alam (02.2020)
Pomiędzy Morzem Czerwonym z cudną rafą koralową z jednej strony i górzystą, kamienistą Pustynią Arabską z drugiej wyrasta oaza, porośnięta palmami, kwitnącymi krzewami, mostkami, basenami i niewysokimi mieszkalnymi pawilonami. Jedna z kilkudziesięciu rozsianych z rzadka jeszcze na wybrzeżu południowego Egiptu. To nasz hotel. Duży ogrodzony teren, z którego samodzielne wychodzenie nie jest zalecane, bo nie dość że pustynia, to jeszcze spuszczone ze smyczy (dla bezpieczeństwa turystów z pewnością) wygłodniałe psy. Sztuczny raj, którego, niczym w Truman Show, nie ma potrzeby opuszczać.
Gdzieś tam, hen, za górami, dalej niż zachodzi słońce, rozciąga się żyzna Dolina Nilu i jej starożytne skarby, a wcześniej jeszcze, poukrywane przed obcym okiem na pustyni, kryją się wioski beduinów. Ale dla spragnionych błogiego odpoczynku i ucieczki przed zimą w zasadzie wszystko, czego trzeba, kryje się w zamkniętym ośrodku. Plaża, morze, rafa, kilka basenów, zjeżdżalnie. Nawet sztuczna rzeka. Nawet statek piracki. Namiot beduiński. Włoska restauracja. Bar na plaży, bar nad morzem, naleśnikarnia, spa, disco, scena plenerowa, gry, no po prostu wszystko. Joga? Rzutki? Bule? Wodny aerobik? A może lekcja arabskiego? Proszę bardzo. Ba, leniwym nawet wielbłąda przyprowadzą na plażę, bo po co pchać się gdzieś na pustynię, jak pustynia może przyjść do ciebie. Skąd jesteś? Z Polski? Proszę bardzo, po polsku też mówimy. Chodzi po prostu o to, żebyś dobrze się bawił.
Pustynię jeszcze odwiedzimy, a nawet przekroczymy, bo czterdzieści wieków historii jednak człowieka kusi. A póki co, można sobie poleżeć pod parasolem, z cienkim lokalnym drinkiem all inclusive w jednej dłoni i dobrym kryminałem w drugiej (polecam np. Strangers on a Train Patricii Highsmith, tej od utalentowanego pana Ripleya), a jak człowiek skończy rozdział, to maska w dłoń i na rafę.
Kiedyś, jak już otworzą na powrót granice, polecam odwiedzić Egipt. A póki co, zostają nam zdjęcia.