Po prostu miło ją wspominam z dzieciństwa. Kiedyś spędziłem tu pewien zimowy miesiąc, a górskie powietrze okazało się lekarstwem, które działa. Tak więc z czystym sumieniem mogę potwierdzić uzdrowiskowe własności Muszyny, przynajmniej z czasów junty wojskowej. Kiedy nadarzyła się zatem okazja, aby odwiedzić to miejsce po latach (wielu), bawiąc z pobliskiej Krynicy, chętnie skorzystałem. Wiadomo, człowiek z wiekiem robi się sentymentalny, lubi sobie powspominać, pokazać następnym pokoleniom i takie tam…
Muszyna jest od Krynicy miejscem dużo spokojniejszym. Nie ma wielkiej pijalni, rozbudowanych promenad i deptaków. Jest za to Poprad, ruiny zamku i inne pozostałości sięgającego XIII w. tzw. Państwa Muszyńskiego, jest tradycyjna zwarta zabudowa dawnej wsi wzdłuż głównej drogi. Wokoło góry, lasy, drewniane cerkiewki greckokatolickie na małopolskim Szlaku Architektury Drewnianej, a o rzut kamieniem granica, pierwsza, na której w życiu stanąłem (nie przekraczając), przynajmniej świadomie.
Z zawodu ekonomista, z zamiłowania fotoamator. Niczym Jan z Czarnolasu, wiecznie rozdarty pomiędzy (czasem zajmującą, czasem jałową) krzątaniną na dworze a pragnieniem, aby zasiąść pod cienistą lipą, z piórem w jednej ręce, a pucharkiem zacnego miodu w drugiej i kontemplować opadające liście.
Zwolennik zasady, że aparat powinien mieścić się w kieszeni, tak aby chciało się go zabierać wszędzie tam, gdzie warto. Coraz bardziej przekonujący się do łączenia tekstu z obrazem jako formy wyrazu artystycznego.
Autor i niedzielny propagator hasła:
W podróżowaniu jeden jest cel: opisać wszystko w ekskursja.pl.